Złodziej mojego serca - Meagan Brandy
„Moje serce skradł mężczyzna, z którym nie wolno mi być.
Nazywa się Bastian Bishop.
Jest szorstki, surowy i nieprzewidywalny.
W jednym momencie cichy i opanowany, w następnym prawdziwy koszmar.
Ale nie to jest najgorsze.
Ten koleś jest nikim – to outsider bez pieniędzy, a dla takich nie ma miejsca w mojej rzeczywistości.
Choć on zdaje się tym nie przejmować.
Po jednej nocy lekkomyślnego buntu, wytatuowany tyran wciąż powraca, zakrada się do mojego świata i stwarza problemy, na które nie mogę sobie pozwolić.
Powinnam z nim skończyć, zanim mój ojciec odkryje jego istnienie i zrobi to za mnie, ale on do tego nie dopuści.
Mówi, że czy tego chcę, czy nie – teraz należę do niego. I nikt ani nic go nie powstrzyma.
Nawet ja…”
Mamy kwiecień a ja mam na koncie najgorszą książkę tego roku. …
Nie. Nie. I jeszcze raz nie.
Skuszona okładką i ciekawym opisem z ciekawością i zaintrygowaniem sięgnęłam po tą historię. To był ostatni raz, kiedy rzucam się na okładkę i mało precyzyjny opis.
„Złodziej mojego serca” to książka pełna chaosu, nieporozumienia i nic nie wnoszących opisów. Bohaterowie, którzy mają jakąś nikłą sieć przyciągania są tak słabo rozbudowani, że tak na prawdę nic o nich nie wiemy oprócz wałkowania ciągle tego samego.
Dużo wątków pobocznych,które nie są rozwinięte, pozostają bez odpowiedzi a do tego ilość osób która jest wprowadzona sprawia, że czytelnik nie wie o co chodzi.
Do 200 strony nie wiedziałam o czym czytam… przy 400 miałam ochotę wyrzucić książkę do śmieci. Jednak dobrnęłam do końca i uważam, że to była wielka strata czas ale i papieru by drukować tą książkę.
Nie będę czytać kontynuacji. I nie sięgnę po inne książki autorki. Tak się zraziłam, a moje znużenie było tak wielkie, że ja po prostu mówię „nie.dziekuje”
Jednak, to moja własna opinia i oczywiście zachęcam by wyrobić sobie swoją własną. Jednak ja się pod tą historią nie podpisuje.
Nazywa się Bastian Bishop.
Jest szorstki, surowy i nieprzewidywalny.
W jednym momencie cichy i opanowany, w następnym prawdziwy koszmar.
Ale nie to jest najgorsze.
Ten koleś jest nikim – to outsider bez pieniędzy, a dla takich nie ma miejsca w mojej rzeczywistości.
Choć on zdaje się tym nie przejmować.
Po jednej nocy lekkomyślnego buntu, wytatuowany tyran wciąż powraca, zakrada się do mojego świata i stwarza problemy, na które nie mogę sobie pozwolić.
Powinnam z nim skończyć, zanim mój ojciec odkryje jego istnienie i zrobi to za mnie, ale on do tego nie dopuści.
Mówi, że czy tego chcę, czy nie – teraz należę do niego. I nikt ani nic go nie powstrzyma.
Nawet ja…”
Mamy kwiecień a ja mam na koncie najgorszą książkę tego roku. …
Nie. Nie. I jeszcze raz nie.
Skuszona okładką i ciekawym opisem z ciekawością i zaintrygowaniem sięgnęłam po tą historię. To był ostatni raz, kiedy rzucam się na okładkę i mało precyzyjny opis.
„Złodziej mojego serca” to książka pełna chaosu, nieporozumienia i nic nie wnoszących opisów. Bohaterowie, którzy mają jakąś nikłą sieć przyciągania są tak słabo rozbudowani, że tak na prawdę nic o nich nie wiemy oprócz wałkowania ciągle tego samego.
Dużo wątków pobocznych,które nie są rozwinięte, pozostają bez odpowiedzi a do tego ilość osób która jest wprowadzona sprawia, że czytelnik nie wie o co chodzi.
Do 200 strony nie wiedziałam o czym czytam… przy 400 miałam ochotę wyrzucić książkę do śmieci. Jednak dobrnęłam do końca i uważam, że to była wielka strata czas ale i papieru by drukować tą książkę.
Nie będę czytać kontynuacji. I nie sięgnę po inne książki autorki. Tak się zraziłam, a moje znużenie było tak wielkie, że ja po prostu mówię „nie.dziekuje”
Jednak, to moja własna opinia i oczywiście zachęcam by wyrobić sobie swoją własną. Jednak ja się pod tą historią nie podpisuje.
Współpraca - Wydawnictwo Luna
Komentarze
Prześlij komentarz