Wyspa Łotrów- Michał Wierzba
„Nigdy nie jest za późno, żeby odmienić swój los. Z takiego założenia wychodzi nie tylko Horst Miler, emerytowany policjant, który dobiegając siedemdziesiątki, poznaje miłość swojego życia, lecz także młody konwojent postanawiający zniknąć z przewożonymi pieniędzmi. Z pomocą bezwzględnego gangstera zabija kolegę z pracy i przywłaszcza sobie całą gotówkę.
„Nigdy nie jest za późno, żeby odmienić swój los. Z takiego założenia wychodzi nie tylko Horst Miler, emerytowany policjant, który dobiegając siedemdziesiątki, poznaje miłość swojego życia, lecz także młody konwojent postanawiający zniknąć z przewożonymi pieniędzmi. Z pomocą bezwzględnego gangstera zabija kolegę z pracy i przywłaszcza sobie całą gotówkę.
Tymczasem dzień po zaręczynach narzeczona Horsta znika w niejasnych okolicznościach.
Wkrótce policja wpada na trop konwojenta i jego wspólnika. Gangsterzy są coraz bardziej zdesperowani. Ratunkiem wydaje im się pewna bezludna wyspa, wprost idealne miejsce, żeby ukryć tam łup. Tyle że na podobny pomysł wpadają tropieni przez Horsta porywacze…„
„Wyspa Łotrów” to książka z tych na których się zawiodłam. Myślałam, że czeka mnie pełna niebezpieczeństw akcja z porwaniem oraz z gangsterami. Niestety, tak powolna akcja sprawiła, że książkę czytałam po kilka stron i odkładałam. Totalnie mi nie szło. Bym raczej powiedział, że czytało mi się topornie. Do tego wszystkiego, było tak przewidywalnie, że można było usnąć, a kiedy już coś zaczęło się dziać, to były to ostatnie strony powieści.
Coś tu nie zagrało, historia miała potencjał, a mam wrażenie, że autor gdzieś się zgubił w pewnym momencie.
Sami bohaterowie działali mi na nerwy. Z Horsta zrobiono starego głupka, Syrenka okazała się cwana lisica, a przyjaciele Horsta to jedno mieli problemy z „własnym życiem”, dołożyć trzeba też głupich gangsterów od siedmiu boleści.
No cóż, spodziewałam się fajnej, szybkiej i mocnej książki, a dostałam niespieszny kryminał obyczajowy.
To nie dla mnie.
Książka skierowana do osób, które raczkują w początkach czytania tego gatunku, choć nie wiem czy się nie zrażą powolnością fabuły.
Niemniej jednak uważam, że każdy powinien przeczytać i ocenić, bo być może ja miałam zbyt wysokie progi na „Wyspę Łotrów”.
Współpraca - Wydawnictwo Muza
Wkrótce policja wpada na trop konwojenta i jego wspólnika. Gangsterzy są coraz bardziej zdesperowani. Ratunkiem wydaje im się pewna bezludna wyspa, wprost idealne miejsce, żeby ukryć tam łup. Tyle że na podobny pomysł wpadają tropieni przez Horsta porywacze…„
„Wyspa Łotrów” to książka z tych na których się zawiodłam. Myślałam, że czeka mnie pełna niebezpieczeństw akcja z porwaniem oraz z gangsterami. Niestety, tak powolna akcja sprawiła, że książkę czytałam po kilka stron i odkładałam. Totalnie mi nie szło. Bym raczej powiedział, że czytało mi się topornie. Do tego wszystkiego, było tak przewidywalnie, że można było usnąć, a kiedy już coś zaczęło się dziać, to były to ostatnie strony powieści.
Coś tu nie zagrało, historia miała potencjał, a mam wrażenie, że autor gdzieś się zgubił w pewnym momencie.
Sami bohaterowie działali mi na nerwy. Z Horsta zrobiono starego głupka, Syrenka okazała się cwana lisica, a przyjaciele Horsta to jedno mieli problemy z „własnym życiem”, dołożyć trzeba też głupich gangsterów od siedmiu boleści.
No cóż, spodziewałam się fajnej, szybkiej i mocnej książki, a dostałam niespieszny kryminał obyczajowy.
To nie dla mnie.
Książka skierowana do osób, które raczkują w początkach czytania tego gatunku, choć nie wiem czy się nie zrażą powolnością fabuły.
Niemniej jednak uważam, że każdy powinien przeczytać i ocenić, bo być może ja miałam zbyt wysokie progi na „Wyspę Łotrów”.
Współpraca - Wydawnictwo Muza
Komentarze
Prześlij komentarz